poniedziałek, 6 maja 2013

Dzień szósty...

... a ja wysiadam :/. Obawiam się, ze tak jak w mini komiksie, który kiedyś widziałam w sieci, będę jedną z pierwszych ofiar apokalipsy zombie... Zero kondycji, zero chęci - leżę i kwiczę :(. Co będzie jak dojdę do stu?! A wczoraj, korzystając z pięknej pogody, zrobiłam sobie długi spacer... Po powrocie nie miałam na nic sił.
Poza tym dręczą mnie jakieś nerwy, tragedia. Nie mogę się uspokoić, to jakiś wewnętrzny niepokój jakby miało się coś stać. Ale TFU! lepiej wypluć bo jeszcze zapeszę i naprawdę coś złego się urodzi.
A tak btw złego, to czytałam dzisiaj artykuł na Onecie o Gdańskim księdzu, który uznał Hello Kitty za symbol Szatana... Co dalej, Smerfy symbolem LGBT? A może klerycy dowiodą, że Muminki były nazistami? O, to by akurat było ciekawe XD.
I żeby nie było, nie jestem przeciwniczką ruchu LGBT ani wszechwiedzącego i wszechobecnego ostatnimi czasy kościoła, nie jestem też za żadnym ugrupowaniem - jestem neutralna, choć nie lubię kiedy ludzie kłócą się o te wszystkie pierdoły zamiast zająć się dziećmi porzucanymi na ulicę, bezrobociem i zrobieniem porządku z własnym krajem, zanim weźmie się za inne.Ale zwykle nie wypowiadam się, bo i tak nikt nie słucha, a nawet jeśli to zawsze ktoś każe mi wracać do kuchni... WTF? Ja nawet nie potrafię gotować, na cholerę mam siedzieć w kuchni, jeszcze bym kogoś otruła... Od udzielania się mam dobrą znajomą, którą takie rzeczy kręcą i coś chce dziewczyna zrobić, a robi za nas dwie, więc poniekąd czuję się usprawiedliwiona XD. Tak, tak, wiem jak to brzmi, niestety jeśli chce się zachować neutralność, trzeba zobojętnieć na pewne sprawy :/

Ale do rzeczy, dziś czeka mnie kolejna porcja bolesnych zastrzyków w tyłek w postaci przysiadów :(. Zanim jednak się tym zajmę pomyślałam, ze warto byłoby o czymś niezwiązanym ze światem kosmetycznym. Co wy na to?

To może zacznijmy od tego, że CHCĘ IŚĆ NA IRON MANA DO KINA!!!! A nikt nie chce iść ze mną :(. Chyba znowu wyjdzie tak, że poczekam aż ktoś wrzuci na ekino. Buuu...

Dalej... Czy ktoś z Was czytał coś fajnego ostatnio? A może pisał, coć co mogłaby poczytać wieczorkiem? Ostatnio mam niedobór literacki, czy cuś. Przeczytałam cały tom opowiadań Kotori, które od miesiąca stoją na mojej półce. Po obejrzeniu filmu "The perks of being a wallflower" i przeczytaniu książki (która tak na marginesie jest nudnawa momentami), idąc za ciosem i aktorem grającym rolę Patricka obejrzałam "Musimy porozmawiać o Kevinie"... i znów przeczytałam książkę. Myślę, że Tilda Swinton jest jednak świetną aktorką, choć wcześniej widziałam ją tylko jako Białą Wiedźmę w Opowieściach z Narni. A wczoraj zrobiłam sobie maraton z Krzyku i inszych horrorów, w tym, jak dla mnie, świetnym "Upiorna noc Halloween" - ekstra! Po czymś takim można mieć koszmary :D.
Jakiś czas temu oglądałam też "The Final" - film opowiada o grupce uczniów liceum gnębionych przez bardziej popularnych rówieśników, którzy planują i wykonują straszną zemstę na oprawcach. Mega film, warto obejrzeć, polecam gorąco! Ostrzegam tylko, że występują tam sceny tortur, może nie jakichś strasznych czy krwawych, ale jednak.
Co jeszcze? Stary dobry Omen w nowszej wersji z Julią Stiles i Liev'em Schreiber'em (mam nadzieję, że tak się to pisze), choć uważam, ze pierwowzór najlepszy, to jednak remake dorównuje oryginałowi w tym przypadku.
Dzisiaj truję się filmem "Oszukać przeznaczenie" i serialem Futurama - jednym z moich ulubionych zaraz obok Family guy i The Simpsons.

W przerwach piszę... Tak, tak, piszę właśnie :D. Moje nowe dzieło nazywa się "Fiutek w buszu" - o tytule zaraz powiem. Opowiada o męskiej gosposi, która zwiała z domu przed upierdliwą pseudo narzeczoną i zatrudnia się jako pomoc domowa u gościa, który bzyka wszystko co nie ucieka na drzewo (prócz głównego bohatera oczywiście). Pomysł na historię wziął się od mojej kuzynki, która uznała, że określenie "fiutek w buszu" byłoby świetnym tytułem do książki, a wcześniej od  rozmowy o depilowaniu nóg i męskim owłosieniu. Naprawdę, nasz tok myślenia z perspektywy czasu nawet mi wydaje się dość dziwaczny... Bo widzicie, zaczęłyśmy rozmawiać o goleniu nóg, kuzynka zastanowiła się, czy faceci się golą pod pachami, siostra zaczęła coś o włosach na klacie i swoim facecie, który ich nie posiada, za to ma włoski poniżej pępka... a ja na to: "i fiutka w buszu". No, gdzieś te włochy musiały się podziać skoro ich nie ma na klacie ;).
W ten oto sposób przez dwa dni weekendu powstawał pierwszy rozdział Fiutka. Imię wydumałyśmy z kuzynką - Fineasz Fujarski... Do kuzynki należy też postać uciążliwej narzeczonej, oraz Michaliny; do siostry "lekcje gotowania" zainspirowane brakiem umiejętności interpretowania przepisów przez jej faceta (wyobraźcie sobie, że mój szwagier kupił nowy garnek bo w przepisie było podane, żeby wlać do garnka dwa litry wody, a on nie znalazł odpowiedniego naczynia; nie wie też ile to jest szczypta i jak się to mierzy).
Jeśli to napiszę to chętnie podzielę się linkiem do drugiego bloga, gdzie zapewne całość umieszczę :D. Do tego czasu musicie być cierpliwi.

Miałam się nie rozpisywać, ale ja nawet w odpowiedziach na sprawdzianach i wypracowaniach potrafiłam się rozpisywać na kilka kartek, więc wybaczcie, mam gadane/pisane po prostu :D. Ciekawa jestem ile osób dotrwa do końca *mean, mean, mean* XD

Co jeszcze... Dostałam całkiem nowe Kalanchoe - mam swój jeden żółty, teraz od sąsiadki dostałam dwa czerwone, z czego się niesamowicie cieszę. Prócz tego Różaniec (to chyba nazwa potoczna). A moja Biedronkowa Azalia pięknie kwitnie, i Goździkowi niewiele już brakuje :D.

A teraz po kolei:

Różaniec

Azalia

Goździk

Kalanchoe

 
Reszta w fazie "jesteśmy liśćmi, ale może niedługo zakwitniemy".

A na koniec komiks, który okazał się być rysunkiem, o którym mówiłam na początku:
Zapożyczono  ze strony torebunia.pl - nie wiem, kto jest autorem, wobec tego przepraszam za rozpowszechnianie bez niczyjej wiedzy.

That's all folks :*
Życzę miłego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz